„Panie Ratuj”

Tomasz W. już podczas mojego pierwszego z nim spotkania wzbudził we mnie szacunek i podziw. Przyjechałem do siedziby jego firmy, żeby zaproponować mu skorzystanie z audytu prawnego, ponieważ trzy dni wcześniej poinformował mnie, że jeden z jego kierowców spowodował wypadek w wyniku, którego zginęły dwie osoby. W recepcji powitała mnie kobieta o anielskiej urodzie i hipnotyzującym spojrzeniu. Pani Agata, – bo tak miała na imię ta urocza dziewczyna – była asystentką prezesa Tomasza. Oznajmiła mi, że jej szef mnie oczekuje i że zaprowadzi mnie do jego gabinetu. Minęliśmy kilka pomieszczeń pełnych ludzi, którzy pochłonięci swoją pracą jak w transie zdawali się nas nie zauważać. Po chwili dotarliśmy na miejsce. Zapytała czy mam ochotę na coś do picia, a kiedy podziękowałem obróciła się na pięcie i odeszła znikając za drzwiami.
-Witam Panie Jakubie! – zawołał swoim niskim, wzbudzającym zaufanie głosem Tomasz W. wstając zza biurka. Był to człowiek konkretny, ale serdeczny. Miał „swoje lata” i jak sam stwierdził nie jedno już widział, a to, w jaki sposób obchodził się z ludźmi zdawało się potwierdzać te słowa. Biła od niego niezwykła pewność siebie połączona z uprzejmością, co jest rzadko spotykaną kombinacja.
Był właścicielem olbrzymiej firmy, którą zarządzał. W pewnym momencie powiedział – Panie Jakubie, to wszystko, co Pan widzi mam dzięki ciężkiej pracy; zaczynałem od zera, nie miałem nic; zajęło mi to siedemnaście lat, żeby osiągnąć to, co dziś sprawia, że jak wstaje rano to na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Gratulowałem mu podczas naszego spotkania kilkukrotnie, bo jego sukces był naprawdę imponujący. Najpierw sam był kierowcą, potem zatrudniając kolejnych ludzi i kupując kolejne pojazdy z roku na rok powiększał swoje imperium.
Przedstawiłem mu nasze usługi, które biorąc pod uwagę sytuacje, w jakiej znalazł się jego kierowca były mu naprawdę potrzebne. Poinformowałem o tym jak fatalne mogą być konsekwencje tego, że nie zadba o to, aby w „papierach” wszystko było w porządku. Nie chciał słuchać – Panie Jakubie, nie takie rzeczy już przetrwałem; wiem Kancelaria Prawna Viggen to najlepsi fachowcy i za to was cenie i na pewno jakby nie daj Boże coś było nie tak to się do was zgłoszę, a póki, co to myślę, że będzie dobrze. Głupio było mi przekonywać faceta, który nie mając grosza wybudował firmę wartą dziesiątki milionów złotych do tego żeby zrozumiał, że lepiej już teraz się przygotować i zabezpieczyć, że później może okazać się za późno. Pożegnałem się, w myślach szczerze życząc, aby nadal wiodło mu się jak najlepiej.
Minęło dokładnie jedenaście dni od naszego spotkania, kiedy o dziewiątej czterdzieści jeden rano, wpadł przez drzwi do naszego biura Tomasz W.
Wyglądał jak zjawa, blady z podkrążonymi oczami, w pomiętej białej koszuli. –Dzień dobry Panie Tomaszu, czy coś się stało? – zapytałem z grzeczności, choć przeczuwałem, co mi odpowie. Czułem się niezręcznie, ponieważ przez około dwadzieścia sekund wpatrywał się we mnie gotowymi do płaczu oczami nie mówiąc nic, po czym z widocznym trudem wyszeptał: – Panie ratuj.
Na stopie zawodowej nigdy jeszcze nic nie wzruszyło mnie w takim stopniu jak obraz Tomasza W. siedzącego przy moim biurku tego dnia.
Okazało się, że oprócz utraty licencji i olbrzymich kar finansowych dla firmy, która miała przestać istnieć, pan Tomasz będzie miał jeszcze sprawę karną, bo zaświadczenie lekarskie kierowcy, który spowodował wypadek nie nosiło cech, jakie powinno, a tym samym było nieważne, więc kierowca ten nie mógł być dopuszczony do pracy jako kierowca.
-Powinienem Pana posłuchać, czasy się zmieniają; zawsze potrafiłem się dostosować do zmian – to był mój sekret; ten jeden raz myślałem, że mi się upiecze.
Wczoraj zapytałem Pana Tomasza, czy zgodzi się abym opublikował tą historię; prosił tylko żebym zmienił jego prawdziwe dane w tym tekście, (co też uczyniłem) oraz dodał –Panie Jakubie, Pan musi to opisać, może któryś z tych, którzy są tacy mądrzy jak ja byłem w porę przejrzy na oczy i skorzysta z waszej pomocy.
 
http://kancelariaprawnaviggen.pl//news/83/40/Panie-Ratuj/